- Erik! Erik! - odwróciłem się słysząc za plecami swoje imię. Uśmiechnąłem się do dwunastoletniego chłopca, biegnącego w moją stronę z piłką i markerem - Mogę prosić o autograf? - zapytał patrząc na mnie oczami pełnymi maleńkich iskierek.
- Pewnie - odparłem, mierzwiąc mu włosy.
- Kiedyś będę taki jak ty - rzekł, na co mój uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej.
- Będę trzymał za ciebie kciuki! - zapewniłem. Zwinnie złożyłem swój podpis i oddałem mu futbolówkę. Chłopiec pobiegł uradowany w stronę swojej mamy, która stała kawałek dalej. Wracałem do domu z ogromnym uśmiechem na ustach. Dzięki temu chłopcu zrozumiałem, że osiągnąłem to. Osiągnąłem to, o czym zawsze marzyłem. Byłem piłkarzem jednego z najlepszych klubów w Niemczech i na świecie. Byłem z siebie dumny. Rodzice również byli, z czego cieszyłem się niezmiernie. To właśnie ich wsparcie sprawiło, że byłem tam, gdzie byłem. Miałem wszystko, co pragnąłem. Prawie...
Idąc przed siebie nawet nie zauważyłem momentu, gdy jakaś szatynka z wielkim impetem wparowała wprost we mnie. Jęknąłem cicho, gdy usłyszałem huk, lądującego na chodniku, telefonu. Schylając się wolno, modliłem się w duchu aby ekranik był cały i zdrowy. Mruknąłem ciche przekleństwo, gdy okazało się inaczej. Po raz trzeci w tym miesiącu czekało mnie wymienianie szybki. Cudownie.
- Przepraszam. Tak strasznie cię przepraszam - usłyszałem jej cichy i delikatny głos. Jakbym już kiedyś go słyszał... - Zapłacę za wszystkie szkody. Tylko aktualnie bardzo mocno się śpieszę. Tutaj jest mój numer. Zadzwoń, a umówimy się i załatwimy wszystko - powiedziała, podając mi kawałek karteczki. Kiwnąłem jej na zrozumienie głową. Nie byłem w stanie skupić się na czymkolwiek, tylko na jej oczach. Miałem dziwne wrażenie, że je również już gdzieś widziałem i znałem... Karteczkę, którą mi podarowała, schowałem szczelnie w portfelu. Nie było nawet mowy o tym, aby ona zapłaciła za naprawę. To był wypadek, ale jej numer... Może mi się przydać.
Wchodząc do domu, od razu poczułem zapachy z kuchni. Cudowny plus tego, że mama przyjechała w odwiedziny.
- Dzień dobry - obdarowała mnie szerokim uśmiechem po czym ucałowała mój policzek.
- Cześć mamo - odparłem odwzajemniając jej gest. Szybko znalazłem się przy stole i wyczekiwałem jej pyszności.
- Jak było na treningu? - zapytała podając mi talerz. Chwilę później siedziała już obok mnie i wpatrywała się we mnie, oczekując odpowiedzi.
- Ciężko - odpowiedziałem - Trener daje nam niezłe tempo przed finałowym meczem o puchar, ale w sumie my sami również chcemy go wygrać. Nie po to zaszliśmy tak daleko, by odejść z pustymi rękoma - wyjaśniłem.
- Nawet nie wiesz jak jesteśmy z ciebie dumni - rzekła, całując mnie delikatnie w czoło - Ty jedz, a ja podjadę po zakupy - wyjaśniła i już po sekundzie zniknęła z mieszkania. Dokończyłem ze spokojem swój posiłek, by tuż po nim rozłożyć się chwilę na kanapie. Przymknąłem na moment swoje oczy, lecz już po chwili, w mojej wyobraźni, pojawiło się kilka wspomnień. Zakończenie roku szkolnego. Ostatnia klasa. Ona i Sally... Sally!
Wyciągnąłem szybko wizytówkę z portfela i dokładnie się jej przyjrzałem. Salon sukien ślubnych. Sally Johanson. Wiedziałem, że skądś znam ten głos i oczy. Wiedziałem!
To musiał być jakiś znak od Boga. Teraz nie mogłem zmarnować tej szansy. Musiałem dowiedzieć się wszystkiego.
Idąc przed siebie nawet nie zauważyłem momentu, gdy jakaś szatynka z wielkim impetem wparowała wprost we mnie. Jęknąłem cicho, gdy usłyszałem huk, lądującego na chodniku, telefonu. Schylając się wolno, modliłem się w duchu aby ekranik był cały i zdrowy. Mruknąłem ciche przekleństwo, gdy okazało się inaczej. Po raz trzeci w tym miesiącu czekało mnie wymienianie szybki. Cudownie.
- Przepraszam. Tak strasznie cię przepraszam - usłyszałem jej cichy i delikatny głos. Jakbym już kiedyś go słyszał... - Zapłacę za wszystkie szkody. Tylko aktualnie bardzo mocno się śpieszę. Tutaj jest mój numer. Zadzwoń, a umówimy się i załatwimy wszystko - powiedziała, podając mi kawałek karteczki. Kiwnąłem jej na zrozumienie głową. Nie byłem w stanie skupić się na czymkolwiek, tylko na jej oczach. Miałem dziwne wrażenie, że je również już gdzieś widziałem i znałem... Karteczkę, którą mi podarowała, schowałem szczelnie w portfelu. Nie było nawet mowy o tym, aby ona zapłaciła za naprawę. To był wypadek, ale jej numer... Może mi się przydać.
Wchodząc do domu, od razu poczułem zapachy z kuchni. Cudowny plus tego, że mama przyjechała w odwiedziny.
- Dzień dobry - obdarowała mnie szerokim uśmiechem po czym ucałowała mój policzek.
- Cześć mamo - odparłem odwzajemniając jej gest. Szybko znalazłem się przy stole i wyczekiwałem jej pyszności.
- Jak było na treningu? - zapytała podając mi talerz. Chwilę później siedziała już obok mnie i wpatrywała się we mnie, oczekując odpowiedzi.
- Ciężko - odpowiedziałem - Trener daje nam niezłe tempo przed finałowym meczem o puchar, ale w sumie my sami również chcemy go wygrać. Nie po to zaszliśmy tak daleko, by odejść z pustymi rękoma - wyjaśniłem.
- Nawet nie wiesz jak jesteśmy z ciebie dumni - rzekła, całując mnie delikatnie w czoło - Ty jedz, a ja podjadę po zakupy - wyjaśniła i już po sekundzie zniknęła z mieszkania. Dokończyłem ze spokojem swój posiłek, by tuż po nim rozłożyć się chwilę na kanapie. Przymknąłem na moment swoje oczy, lecz już po chwili, w mojej wyobraźni, pojawiło się kilka wspomnień. Zakończenie roku szkolnego. Ostatnia klasa. Ona i Sally... Sally!
Wyciągnąłem szybko wizytówkę z portfela i dokładnie się jej przyjrzałem. Salon sukien ślubnych. Sally Johanson. Wiedziałem, że skądś znam ten głos i oczy. Wiedziałem!
To musiał być jakiś znak od Boga. Teraz nie mogłem zmarnować tej szansy. Musiałem dowiedzieć się wszystkiego.
Obiecana kawa jutro o 16 w Ballsie. Pasuje? Kolega od telefonu.
- Pasuje :)
____________________________________________________
Jestem z tym czymś, czego rozdziałem nazwać nie idzie ;|
Tak jak pisałam w poprzednim. Zaczynamy nowy rozdział w tej historii.
Tak jak pisałam w poprzednim. Zaczynamy nowy rozdział w tej historii.
Należą wam się wyjaśnienia więc już pisze :D
Potrzebowałam tego. Naprawdę taki odpoczynek od pisania dobrze mi zrobił, choć nawet tego nie widać. Poświęciłam te dwa tygodnie na naukę, w końcu mogłam spotkać się z przyjaciółmi, z którymi ostatnimi czasy nie mam nawet czasu popisać na Facebooku. Przez kilka dni, w głowie, siedziała mi nawet myśl by zawiesić. Zastanawiałam się nad tym bardzo długo, lecz wiem, że gdybym to zrobiła, nie potrafiłabym wrócić a tego nie chcę. Nie chcę znikać z tego świata :)
Więc postanowiłam, że rozdziały będą się pojawiały co dwa tygodnie, w piątki.
Do matury na pewno, a po? zobaczymy. Mam nadzieję, że wszystko mi się ułoży i będę mogła wrócić całkowicie i z głową pełną pomysłów, których niestety ostatnimi czasu brakuje :/
Tak w ogóle został ktoś jeszcze ze mną?
Wystarczy nawet kropeczka. Będę wdzięczna :)
Mam nadzieję, że wybaczycie :)
To do 10 lutego ♥
Dziękuje, że jesteście <3